Świąteczny stał się cud
Odzyskałam wiarę. Świąteczny stał się cud.
Przekładam teraz przez palce paciorki słów, które układają się w hymny. Myśli szybują po bezkresnym niebie, lecz jednocześnie pozostają tak blisko ziemi.
„Bywają też takie chwile, że pamiętam całe mnóstwo swoich żyć, a tylko nie umiem powiedzieć, które było prawdziwe”
Zwyczajna opowieść o przeciętnym chłopaku, któremu była pisana kariera sportowa, ale nie wyszła. A teraz ma trzydzieści lat, mieszka dwieście siedem kilometrów od rodzinnego domu (dwieście trzydzieści pięć jeśli jedzie się autostradą) i jest samotny (nie licząc marzeń o aptekarce z osiedlowej apteki). Centrum jego życia zajmuje dziadek. Dziwna postać, bo choć twardo stąpająca po ziemi, jakby z pogranicza jawy i snu.
Chylę czoła przed pańskim talentem panie Jakubie. „Saturnin” szumi mi w głowie.
„Jestem mistrzem Polski!”
Zgadzam się panie Małecki. Bo jest pan nie tylko świetnym rzemieślnikiem Słowa. Jest pan po prostu ARTYSTĄ. A takich na literackim firmamencie coraz mniej.
Odczuwam. Od pierwszego zdania. Od bujających się na wietrze fraz. Życiowe prawdy w wielu wymiarach. Przyjemność czytania. Poczucie więzi ze wspomnieniami. Niewypowiedziane obleczone w słowa.
Świąteczny stał się cud. Odzyskałam wiarę. Wiarę w literaturę. Polską literaturę w szczególności. Najpiękniejszy prezent - „Saturnin” Jakuba Małeckiego. Prawdziwy cud…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz