sobota, 26 grudnia 2020

Świąteczny stał się cud

 

Świąteczny stał się cud

Odzyskałam wiarę. Świąteczny stał się cud.

Przekładam teraz przez palce paciorki słów, które układają się w hymny. Myśli szybują po bezkresnym niebie, lecz jednocześnie pozostają tak blisko ziemi.

 „Bywają też takie chwile, że pamiętam całe mnóstwo swoich żyć, a tylko nie umiem powiedzieć, które było prawdziwe”

Zwyczajna opowieść o przeciętnym chłopaku, któremu była pisana kariera sportowa, ale nie wyszła. A teraz ma trzydzieści lat, mieszka dwieście siedem kilometrów od rodzinnego domu (dwieście trzydzieści pięć jeśli jedzie się autostradą) i jest samotny (nie licząc marzeń o aptekarce z osiedlowej apteki). Centrum jego życia zajmuje dziadek. Dziwna postać, bo choć twardo stąpająca po ziemi, jakby z pogranicza jawy i snu.

Chylę czoła przed pańskim talentem panie Jakubie. „Saturnin” szumi mi w głowie.

„Jestem mistrzem Polski!”

Zgadzam się panie Małecki. Bo jest pan nie tylko świetnym rzemieślnikiem Słowa. Jest pan po prostu ARTYSTĄ. A takich na literackim firmamencie coraz mniej.

Odczuwam. Od pierwszego zdania. Od bujających się na wietrze fraz. Życiowe prawdy w wielu wymiarach. Przyjemność czytania. Poczucie więzi ze wspomnieniami. Niewypowiedziane obleczone w słowa.

Świąteczny stał się cud. Odzyskałam wiarę. Wiarę w literaturę. Polską literaturę w szczególności. Najpiękniejszy prezent - „Saturnin” Jakuba Małeckiego. Prawdziwy cud…