środa, 30 września 2020

Przyjdzie pogoda na miłość


 

Recenzja książki Wioletty Piaseckiej

„Przyjdzie pogoda na miłość”

 

"Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga,

opowiedz mu o twoich planach na przyszłość."

Woody Allen

W życiu bym nie pomyślała, że i dla mnie przyjdzie pogoda na miłość. Opisana w powieści obyczajowej z wiodącym wątkiem romansowym. Bo ja największym uczuciem obdarzam kryminały, no i czasami thrillery. A tu taka sprawa no, no…

Lecz „Pogoda na miłość” Wioletty Piaseckiej to książka dla mnie niezwykła. Wyjątkowa. Autorkę poznałam na warsztatach zaawansowanego pisania powieści, organizowanych przez Maszynę do Pisania. Na moich oczach snuła się nowa opowieść, która właśnie dziś stała się prawdziwą książką. Wioletta to skromna osoba o kolorowej duszy. Jej marzeniem było napisać powieść dla dorosłych. Dotychczas bowiem pisała książeczki dla dzieci. Kiedy podzieliła się z grupą swoim pomysłem na powieść i przeczytała fragmenty od razu wiedziałam – to będzie HIT! Tylko skrajne emocje (to lubię najbardziej), bohaterowie obdarzeni rozmaitymi charakterami, fabuła przemyślana i niesztampowa. A do tego zawirowania niczym w najlepszych serialach telewizyjnych. Zero nudy!

Trzy przyjaciółki – Joanna, Zuzanna i Magda. Tak różne, a oddane sobie jak siostry. Przyjaciółki na każdą pogodę. Każda z nich ma własny plan na życie.

Magda zakochała się w Karolu i dla niego rzuciła studia. Całe swe życie podporządkowała miłości. Czy chłopak umie przyjąć ten dar? Czy jest gotowy na stawienie czoła rzeczywistości gdy zawieją nieprzychylne wiatry, a słońce schowa się za zimno stalowymi chmurami?

Marek. Miłość życia Joanny. Bogaty syn ustosunkowanych rodziców. Ideał. Piękny, przystojny, z przyszłością. Lecz czy umie kochać? Czy ważniejsza jest dla niego dziewczyna czy wygodne, dostatnie życie? Przypomina jabłko w rajskim ogrodzie. Piękne, świeże i rumiane. Co z tego, gdy w środku toczy je robak…

Modelka Zuzanna z silikonowym biustem (za osiemnaście tysięcy, drogo, ale podobno było warto) także zakochana. We własnych planach o sławie na wybiegach. Czy to świat był zły czy zła miłość? Położyła na szali całe swe życie a co dostała w zamian? Dla niej pogoda to nie słońce i różowe obłoczki. To grad, deszcz i burza z piorunami ciemną nocą.

Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość.

Rozśmieszyły go wszystkie trzy, choć żadnej z nich do śmiechu nie było. Choroba, porzucenie, bieda i konieczność zmagania się ze wstydem to pokłosie planowania szczęśliwego życia i kariery. Brak szczęścia, nieprzychylna aura, źli ludzie? Dość, że plany legły w gruzach.

Wy, młode, niedoświadczone życiowo, szukacie księcia z bajki, a zapominacie, że miłości szuka się na niepogodę.

Można całą winą obwiniać mężczyzn. Egoistycznych, wyrachowanych, wygodnych czy głupich. Lecz byłaby to tylko jedna strona medalu. Bo i one, kobiety u progu dorosłości, nie są doskonałe a ich wyobrażenia o miłości pochodzą głównie ze szmirowatych filmów i książek. Czy na nich da się zbudować przyszłość?

Kiedyś myślałam, że miłość jest czymś więcej. (…) Też głupia myślałam, że miłość to coś cudownego. Romantycznego. Człowiek się naczyta, naogląda filmów, a potem się okazuje, że to jedno wielkie gówno.

Lecz przecież warto żyć mimo wszystko, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie los. Może kolejne rozczarowania, może miłość a może po prostu harmonię i radość z przeżycia kolejnego dnia? To takie proste, gdy wokół znajdą się ludzie - przyjaciele na każdą pogodę.

Lubię szczęśliwe zakończenia. I doczekałam się. „Pogodynka” Wioletta Piasecka radośnie oznajmia, uśmiechając się przy tym pięknie do Czytelników:

Przyszła pogoda na miłość… piękna, słoneczna… Na dobre i na złe. Na zawsze.

I od razu rozjaśnia się smutny i ciemny jesienny dzień.

Polecam!

czwartek, 24 września 2020

Śmieszne, choć nie wesołe…

 Recenzja kryminału pióra Kazimierza Kyrcza Jr.

„Kobiety, które nienawidzą”


 

 „Niebo nie zna wściekłości takiej,

 jak miłość w nienawiść zmieniona,

 ni piekło nie zna furii takiej

jak kobieta wzgardzona”

William Congreve

Policja nie ma w sobie nic z kobiety. A jednak… Po lekturze „Kobiet, które nienawidzą”, dotarło do mnie z całą bezwzględnością, że moje wyobrażenie o służbie w policji było jedynie romantyczną mrzonką. Albowiem brutalny to świat. Cyniczny, obdarty z uczuć wyższych (a niekiedy także i niższych), hierarchiczny do bólu niczym system feudalny w dawnych wiekach. A jednak większość „psów” uzależnia się od tego „cyrku” i nie wyobraża sobie świata poza służbą. Śmiertelny nałóg. Życie w nieustającym stresie. Brud, ściek i kanaliza. Jak w tym żyć?

 „Brodząc w mroku, czuł się właśnie zawłaszczony, napełniony i przesiąknięty pierwotnymi instynktami, którym ludzkość nadała imiona, a które są zbyt potężne, by dać się zaszufladkować”.

Jak na kryminał przystało na kartach „Kobiet…” trwają policyjne śledztwa, a psy tropią wilki (niektóre przebrane dla niepoznaki w cudzą skórę). Sprawa seryjnego zabójcy Kuby Szpikulca trafia do Archiwum X, jednak na horyzoncie pojawia się niemniej groźny przestępca - Bob Zabójca. Policjanci gubią się w gęstwinie mylnych tropów, poszerzają krąg podejrzanych i teren poszukiwań. Psychopatyczne motywy, przemoc, codzienna służba, przekleństwa, seks i trupy. Takie smaczki Czytelnicy kochają najbardziej. Bowiem siedząc w mięciutkich kapciach, zanurzeni w wygodnym fotelu, mogą bezpiecznie brać udział w prawdziwym życiu. Takim, które lepiej, żeby im się nie przydarzyło. Bo kobiety, które nienawidzą istnieją naprawdę. Oby nigdy nie zdołały im zaszkodzić…

„Nadrabianie miną i przerzucanie się durnymi hasełkami od zawsze stanowiło clou policyjnej autoterapii”

Niech Was nie zwiedzie lekki ton opowieści. W świecie Kyrcza jest śmiesznie, choć mało żartobliwie. Pozorna wesołość kryje w sobie dramat. Tradycyjnie już Autor wrzucił w nurt powieści anegdoty środowiskowe. Tym razem jednak część historyjek zasłyszał na żywo podczas terapii psychologicznej, której musiał się poddać. Wielki szacun za ujawnienie Czytelnikowi tej osobistej strony policyjnego życia (Kazimierz Kyrcz, oprócz tego, że pisze, jest także, a może przede wszystkim, gliną z krwi i kości). Zapytałam go kiedyś czy policyjna codzienność jest aż ta straszna, jak ją opisuje w swoich powieściach. I wiecie co mi odpowiedział? Jest jeszcze gorsza!

 „Nic nie jest wyłącznie czarne lub białe. Poza tym, co rzeczywiście jest czarne lub białe”.

Na przykład czarny humor;). Dla mnie jednak powieści Kazimierza Kyrcza, wbrew pozornej wesołkowatości i rozhulanej elokwencji, są przejmującą opowieścią o samotności. I to tej najgorszej, bo pośród innych ludzi. W tym „cyrku” to pracownicy są zamknięci we własnych klatkach, a zwierzyna bryka na wolności. Każdy glina jest samotną wyspą. Niekiedy tylko tworzą archipelagi, by odeprzeć nawałnicę zdradzieckiej fali przestępstw. Oddychamy z ulgą, gdy im się udaje. Szkoda tylko, że najwyższym kosztem…

„- Myślisz czasem o śmierci?

- Po co? Wystarczy, że ona myśli o nas”

*

Na koniec ostrzeżenie. Uwaga! Ta książka zdruzgocze Ci psyche i da w kość. W świat Kyrcza wchodzisz na własną odpowiedzialność. Sytuacje i słowa pozostaną w Tobie jak drut kolczasty i odłamki szkła. Odważysz się?

*

I jeszcze jedno. W tej powieści jest także kawałek mnie. Miałam przyjemność recenzować fragmenty przed wydaniem by, jak to pięknie ujął sam Autor, „dodać Kobietom… lekkości i głębi”.  Czy się udało oceńcie sami.

 

Ostrym pazurem zrecenzowała Margota Kott