Wszędzie śmierć. Tylu ludzi umarło. Bliskich i nieznajomych. Nie tylko Covid zbiera żniwo…
Jak wpleść w moje dni powszednie te srebrzyste nici bielejące niczym kości na pustyni? Przemyśleć, przeżyć, przetworzyć na literaturę. Opleść kokonem słów, by ją obłaskawić. Żeby nie cięła ostro jak nożem (skalpelem?). Jak napisać o śmierci? Jak opisać umieranie? Unikanie nic nie da. Chowanie siwiejącej głowy w piasek. Temat trudny, niewdzięczny, niepopularny.
Najłatwiej zabijać jak w grach komputerowych. Rach, ciach i po krzyku. Wykrzywiona twarz i upadające ciało. Albo jak w horrorach czy thrillerach – nadmiernie przedłużone agonie, poprzedzone cierpieniem nie do wyobrażenia. Lub też pokazać umieranie sprawiedliwych i świętych, którzy przechodzą gładko poprzez szczelinę dzielącą oba światy, bezboleśnie, dzięki modlitwom o lekką śmierć. Cóż…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz