Recenzja książki Radki Třeštíkovej "Osiem"
Francuskie
przysłowie mówi, że w miłości zawsze jedna osoba całuje, a druga tylko nadstawia policzek. Ta, która bardziej kocha przesłonięty
miłością ma cały świat. Niczym romantyczna wersja Temidy, ferującej wyroki z
zamkniętymi oczami. Wkłada w to uczucie całą swą energię, czas, na każdym kroku
ustępuje. Priorytetem jest tylko ta jedna, jedyna osoba i jej potrzeby. Ona i
nikt więcej. Nic innego się nie liczy. Żyje się tylko dla niej i dla niej mogłoby
się zabić. Ją mogłoby się zabić? Także…
Wszystko
kręci się wokół Miszy, pół Czeszki-pół Cyganki. Kocham Czechów za ten brak,
modnej dziś i wszechobecnej, poprawności politycznej. Michaela nazywana jest po
prostu Cyganką, nie Romką (Romka kojarzy mi się z damskim odpowiednikiem
męskiego imienia Roman). W ogóle Czesi potrafią nazywać rzeczy wprost i po
imieniu. Za to z właściwą im finezją i humorem, nie ostentacyjnie, brutalnie
czy łopatologicznie. Co to to nie!
Misza jest zapalnikiem wszystkich bomb w powieści Radki Třeštíkovej „Osiem”. Ta kobieta to pożar i tsunami, a jednocześnie niezbędne do życia woda i tlen. Nie budzi uczuć pośrednich. Takie jak ona kocha się lub nienawidzi. Wokół niej zawsze tłum, choć niespecjalnie o to zabiega. Porzucona w dzieciństwie, zakompleksiona, pełna psychicznych niedoborów, piękna i nieco szalona. Wierna tylko sobie, niezmienna w swojej niestałości. Kobieta! W takiej zakochują się mężczyźni, kobiety a nawet dzieci. Rozpala miłość i dzikie żądze samym spojrzeniem, dotknięciem gorących rąk. Nikt nie potrafi pozostać wobec niej obojętnym. A jednak ktoś chciał ją unicestwić na zawsze. Zabić. Zastrzelić. Wymazać ze świata i z serca. Jej kochający chłopak Janek, który bez niej nie potrafi żyć? Jedyna prawdziwa przyjaciółka Alicja, której obsesyjnym marzeniem jest wreszcie założyć rodzinę? Julia i Maks, rodzice dwójki niesfornych dzieci, dla których Misza była opiekunką? Czy pozamałżeński romans może zamienić perfekcyjny dom z dymiące zgliszcza?
Misza jest zapalnikiem wszystkich bomb w powieści Radki Třeštíkovej „Osiem”. Ta kobieta to pożar i tsunami, a jednocześnie niezbędne do życia woda i tlen. Nie budzi uczuć pośrednich. Takie jak ona kocha się lub nienawidzi. Wokół niej zawsze tłum, choć niespecjalnie o to zabiega. Porzucona w dzieciństwie, zakompleksiona, pełna psychicznych niedoborów, piękna i nieco szalona. Wierna tylko sobie, niezmienna w swojej niestałości. Kobieta! W takiej zakochują się mężczyźni, kobiety a nawet dzieci. Rozpala miłość i dzikie żądze samym spojrzeniem, dotknięciem gorących rąk. Nikt nie potrafi pozostać wobec niej obojętnym. A jednak ktoś chciał ją unicestwić na zawsze. Zabić. Zastrzelić. Wymazać ze świata i z serca. Jej kochający chłopak Janek, który bez niej nie potrafi żyć? Jedyna prawdziwa przyjaciółka Alicja, której obsesyjnym marzeniem jest wreszcie założyć rodzinę? Julia i Maks, rodzice dwójki niesfornych dzieci, dla których Misza była opiekunką? Czy pozamałżeński romans może zamienić perfekcyjny dom z dymiące zgliszcza?
Książka
„Osiem” w pewien sposób kojarzy mi się z filmem Francoisa Ozona „Osiem kobiet”.
Ta sama lekkość, drwina, przymrużenie oka przy jednoczesnym pokazaniu samej
esencji życia. I ten sam motyw – kto zabił
najważniejszą i najbardziej „niegrzeczną” osobę dramatu.
Drugim
skojarzeniem, i widzę, że nie jestem odosobniona w tej ocenie, jest podobieństwo
do powieści mojego ukochanego czeskiego pisarza Vladimira Parala. Paralelne spojrzenie
na konsumpcjonizm świata, lekko drwiące podejście do takich „świętości” życia społecznego
jak miłość, małżeństwo, wierność, obowiązek. I nawet Alicja Martinek stanowi
lustrzane odbicie paralovskiej Alicji Obrtelówny, pragnącej znaleźć mężczyznę
swego życia, a Janek jest bratem bliźniakiem Mirka z „Cudu generalnego”, głupio
i bez pamięci zakochanego w swojej Jordze.
Książka jest nietypowa. Nie jest to ani
kryminał, ani romans, chyba najbardziej obyczajówka, ale nie taka, jak milionowa
wersja damsko-męskiego świata powielana w telenowelach i Harlequinach. Zupełnie nie taka. Podniecająca ale
nie świńska. Pikantna a jednocześnie delikatna. Prawdziwa. Jak samo życie.
Jedynym
minusikiem jest pozostawienie bez tłumaczenia zdań wypowiadanych przez rodzinę
Milerów. Zdań w wielu językach: szwedzkim, francuskim, hiszpańskim. Nie każdy
jest poliglotą, jak lekarz Maks, tłumaczka Julia czy ich dzieci, Meda i Bruno, które
w swym krótkim życiu pomieszkiwały już chyba we wszystkich europejskich
państwach.
Powieść
Radki Třeštíkovej jeszcze długo po przeczytaniu wwierca się w mózg, zabierając
spokój i zmuszając do przemyśleń. Jeśli postacie tej słodko-gorzkiej
tragikomedii tańczą tango, to czynią to z gracją i nie mogą przestać. Bo
przecież OSIEM to, jeśli dobrze się przyjrzeć, odwrócony znak nieskończoności.
Widoczny dopiero po położeniu się na wznak. W łóżku…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz